2011/02/28

zerojeden/my eyes closed

Otwieram się przedwcześnie i nic nie potrafię już zrobić. Czuję jeszcze ciepło ostatnich paru godzin. Parunastu godzin. Jeszcze nie jestem, ale staję się. Zawsze potrzeba na to trochę czasu. Upływają ciężkie minuty. Drążą mnie jak krople. Moje ciało staje się mną. Tak było do tej pory. Przyzwyczajam się do siebie. Tresuję, jeśli to konieczne. Ujarzmiam. Ja ujarzmione. To piękne i przerażające jednocześnie. Nie przyglądam się znaczeniom słów. Mój umysł ma wytyczone przeze mnie granice. Rozwiązuję się. Wylatuję. Brakuje mi ciała, więc przekraczam.
Marzec. W pierwszy dzień marca przechodzi przez ulicę. Czy to już? Jakże powietrze jest duszne i ciężkie, czuć zawieszone w nim krople deszczu, zupełnie jakby czas stanął w miejscu. Czy cokolwiek mogłoby być inne? Po tylu miesiącach świadomość nabiera rozpędu, rozszerzają się granice wyobraźni. Ileż rzeczy może zrobić, a ograniczają tylko chodniki, domy, samochody, skwery, place, ulica, którą przechodzi. Dni mogą się od siebie różnić, zamknięte w innych wschodach i zachodach. Czy minęła minuta, czy godzina? Blisko znajduje się istota rzeczy, kiedy czuć każdą wypukłość świata, słychać dźwięki, widać kolory. Wpuszcza świat w siebie. Gdzie w takim razie jest prawda? Wewnątrz czy na zewnątrz? W końcu wchodzi na chodnik. Pochmurny dzień marca właśnie wydarza się na naszych oczach.
Otwieram oczy. Muszę wyznaczyć granice swojej wyobraźni. Znów balansuję, kołyszę się w przód i tył. Nic nigdy się nie zmienia. Skupiam w sobie siebie, żeby zaraz wypuścić sploty świadomości. Każda godzina jest wyzwaniem, którego nigdy nie podejmuję. Tym razem może jednak nie poniosę żadnych konsekwencji. Nie ma mnie, jest tylko bezosoba. Pusta jak muszla. Jestem światem wielu drobnych zdarzeń i rzeczywistości, z którymi nie mam zbyt wiele wspólnego. Zawężam się do przestrzeni, którą potrafię wyczuć. Może to za dużo powiedziane. Każdy cień myśli podaję w wątpliwość. Jestem jak ziemia jałowa. JAłowa. Z zamkniętymi oczami, w ciemności, kiedy nie rozpoznaję kształtów i faktur.
Sierpień. Wracają wspomnienia, kiedy leżą w cieniu drzew. Wiatr i słońce. Las i rzeka. Odgłosy życia wybijają powolne rytmy. Świat istnieje tylko w krótkotrwałym wyostrzeniu wśród rozmów o wymyślonych przyjaciołach, kolacjach, okolicznościach. Kiedy zapragną, cieszą się dopiero rozpoczynającym się dniem, albo w ogóle go nie zauważają. Mogą uważać się za przetrzymywanych w stanie przedłużonego dzieciństwa, kiedy żartują, rozbierając się. Przyjemny ciężar każdej sekundy, rodzącej się i dojrzewającej. Pękającej jak owoc granatu. Gatunki i rodzaje, któż pilnuje granic? Niechętnie wycofują się z właśnie odkrytych obszarów. Podziwiają swoje silne ramiona, rozchylone uda, jędrne piersi, wilgotne włosy. To efekt długich przygotowań. Czy nie tego właśnie się uczyli w czasie długich zimowych nocy, zaciągając w milczeniu ciężkie zasłony? Potrafią z bezlitosną precyzją izolować i nazywać swoje uczucia. Czy ci chłopcy i dziewczęta ciągle się znają? Śpią. Brat snu strzela do ptaków.


*



2011/02/27

zerozero

nic nam się nie chce.
a powinno.
w takiej sytuacji trzeba sobie trochę pomóc. tak więc raz na dwa dni* losujemy sobie temat i nie ma zmiłuj.
ja rysuję, A pisze coś krótkiego. pewnie kompletnie nie będzie jedno do drugiego pasować, ale co nas to obchodzi?
jeśli nam się uda to za jakiś miesiąc zrobię z tego artbooka.
a jak nam się uda trochę mniej to za dwa.


* albo trochę rzadziej ;]