2011/03/15

zerocztery/jest czarna

Obejmuję nas spojrzeniem. Nie wiem, ilu nas jest, nie zastanawiam się, czy jest nas dwoje, troje, siedmioro, nie dostrzegam szczegółów. Słyszę nasze głosy, dzielimy się myślami jak ciastem na nostalgicznym przyjęciu, na które tylko my zostaliśmy zaproszeni. Chcemy być skryci, nie rozmawiamy o prywatnych sprawach, poruszamy tematy neutralne i nieruchome jak my sami, w spokoju wymieniając wrażenia, przyglądamy się wszystkiemu, co nas nie dotyczy, grzęznąc w niemożliwym pragnieniu porzucenia siebie. Wyławiamy przeszłość, której nikt z nas nie znał, delektujemy się rzeczami, których nie ma teraz, wskrzeszając to, do czego tęsknimy, nigdy nie poznawszy – gdzie graniczy nasze bycie ze stawaniem się? Zmienił się wyraz spotkania, z zamroczenia wyłania się obraz poszczególnych osób; jak doskonale ich głosy i gesty odzwierciedlają nieskończenie złożone i delikatne powiązania łączące ich z innymi. Staję naprzeciw nich, zmieniam się, myśląc o tym, co istnieje pomiędzy nami, na jakiej płaszczyźnie rozciągają się nasze historie i wydarzenia, przyglądam się i analizuję to wszystko, co sprawia, że jestem my, a nie ja. Noc zapadła w mieście, wychodzimy na polowanie, jednocząc się w niejasnej wspólnocie, krążymy, sondujemy, siadamy gdzieś w ciemności, w której iskrzą krzyżujące się ostrzały spojrzeń. W nocy nie istniejemy pojedynczo, jesteśmy wspólnie i w żaden inny sposób. My-stado. Czujemy jak jeden organizm, kiedy krew rozlewa się pod ciemnym niebem. To czas na ucztę. Mijają godziny kolektywnego umysłu, który instynktownie prowadzi nas w coraz czarniejszą noc, topiel nas zatraconych, odstąpionych, ofiarowanych. Czuła jest noc.


*


No comments:

Post a Comment