2011/03/29

zerosześć/dobrze się czujesz?… nie kręci ci się w głowie?…

Zastanawiam się skąd bierze się cicha zgoda między nami porozumiewawcze spojrzenia nawet kiedy uważam się za nic i nie potrafię powiedzieć co się stało kiedy niebo zaszło chmurami krople spadają i uderzają jak baty do krwi do najpierwotniejszej warstwy skąd ten deszcz tak nagle i ta chwila już nigdy nie wróci nadjeżdża pociąg gdziejesttenmomentwktórymwiedziałemkimjestem
Dzień służy do przygotowania się na sen, dlatego tak bardzo chcę teraz zasnąć i uwolnić się od siebie, uśpić nabrzmiałe myśli dnia, które pęcznieją w umyśle, wypełniają go i docierają do granic, ukołyszę świadomość rozdartą między wycofaniem a życiem, zarzucam każdą aktywność, krew przelewa się coraz wolniej, roznosząc sen po tętnicach, zapadam się pod powierzchnię bierności, słysząc oddech gdzieś blisko, wiem, że tu jesteś, chcę z tobą jechać nad rzekę, nie, już mnie nie ma, nie ma.
To wiadomość. Ja mówię. Przekazuję myśli i wszystko, co wokół. Nie wiesz. Co się stało. Odkąd nie ma ciebie. Sen się skończył. Nie wrócił. Sen się skończył. Ale nie przestałeś śnić. Nie wróciłeś. Nadal widzę cię dokładnie. Nie słyszę cię już. Zasypiając. Budzi mnie jasne słońce. Razi mnie. Mijają godziny. Słońce zsuwa się po niebie. Nie razi mnie już. Gdziekolwiek jesteś. Mam nadzieję, że czujesz się dobrze.


*


2011/03/26

zeropięć/zalewają

W stronę rzeki. Do tego momentu spodziewano się, że będzie inaczej. Przez te wszystkie lata, niezliczone noce spędzone w mieszkaniu przyjaciół, teatrze czy kinie, biorąc udział w swobodnych scenkach z życia, nuconych beztrosko melodiach, w wielkim rytmie wszystkiego, co obejmuje świadomość. Tak dobrze pooglądać ilustracje odsączone z prawdy, niepamiętające krzywd i strachu, ale za to budujące wiarę w dającą bezpieczeństwo sztuczność chwili wyrwanej z kontekstu, skupiającej w jednej sekundzie jak soczewka szczęście, po którym chwilę później nie zostanie najmniejszy ślad. Chybione carpe diem cichnie wobec nieszczęścia osoby uświadamiającej sobie nieprawdę ilustracji – czy nie dlatego kobieta płakała w kinie, galerii, teatrze? Czy pozostało cokolwiek do zrobienia, jeśli myśl do nikąd już nie prowadzi? Świat wspaniałych, dziejących się obok siebie, połączonych w wielkiej sieci historii i opowiadań, dzielących wspólny mianownik – ja, zawisa między przyczyną i skutkiem, abstrakcją i figurą. Należy oczyścić każdą myśl z człowieczeństwa, aby ją przekroczyć. Należy czekać, czekać.
Nad rzeką. Kiedy wreszcie przekroczono myśl ludzką, okazało się, że nie istnieje żadna inna. Do tego momentu spodziewano się, że będzie inaczej. Nie nadeszła rewolucja, nie usłyszano zawalenia kruszących się od tak dawna fundamentów myśli. Domy stały spokojnie. Świat nigdy wcześniej ani później nie wyglądał tak niezmiennie, pewnie. Jasno i prosto. W rzeczywistości wszystko inne przyćmiło odkrycie wzbudzające zachwyt i przerażenie. Wszelkie głosy zabierane w dyskusjach na temat istoty życia, jak kruche i ulotne by nie było, zamarły wobec tego, co dzieje się naprawdę, niemal na oczach wszystkich – może po raz pierwszy i ostatni. Odkryto ilustrację, która była pierwowzorem wszystkich innych, cytowaną, reprodukowaną, reinterpretowaną, ale zawsze obecną. Ilustracja przedstwiała życie, które musi umrzeć. Skądś wiadomo było, że to każde życie.
Zanurzam się w rzece woda wypełnia płuca skończyło się dryfuję w nieskończonym spokoju


*



2011/03/15

zerocztery/jest czarna

Obejmuję nas spojrzeniem. Nie wiem, ilu nas jest, nie zastanawiam się, czy jest nas dwoje, troje, siedmioro, nie dostrzegam szczegółów. Słyszę nasze głosy, dzielimy się myślami jak ciastem na nostalgicznym przyjęciu, na które tylko my zostaliśmy zaproszeni. Chcemy być skryci, nie rozmawiamy o prywatnych sprawach, poruszamy tematy neutralne i nieruchome jak my sami, w spokoju wymieniając wrażenia, przyglądamy się wszystkiemu, co nas nie dotyczy, grzęznąc w niemożliwym pragnieniu porzucenia siebie. Wyławiamy przeszłość, której nikt z nas nie znał, delektujemy się rzeczami, których nie ma teraz, wskrzeszając to, do czego tęsknimy, nigdy nie poznawszy – gdzie graniczy nasze bycie ze stawaniem się? Zmienił się wyraz spotkania, z zamroczenia wyłania się obraz poszczególnych osób; jak doskonale ich głosy i gesty odzwierciedlają nieskończenie złożone i delikatne powiązania łączące ich z innymi. Staję naprzeciw nich, zmieniam się, myśląc o tym, co istnieje pomiędzy nami, na jakiej płaszczyźnie rozciągają się nasze historie i wydarzenia, przyglądam się i analizuję to wszystko, co sprawia, że jestem my, a nie ja. Noc zapadła w mieście, wychodzimy na polowanie, jednocząc się w niejasnej wspólnocie, krążymy, sondujemy, siadamy gdzieś w ciemności, w której iskrzą krzyżujące się ostrzały spojrzeń. W nocy nie istniejemy pojedynczo, jesteśmy wspólnie i w żaden inny sposób. My-stado. Czujemy jak jeden organizm, kiedy krew rozlewa się pod ciemnym niebem. To czas na ucztę. Mijają godziny kolektywnego umysłu, który instynktownie prowadzi nas w coraz czarniejszą noc, topiel nas zatraconych, odstąpionych, ofiarowanych. Czuła jest noc.


*


2011/03/10

zerotrzy/bliżej sprecyzowane

Powracam do nas, do mnie, moje wspomnienia obejmują wielu ludzi i wiele zdarzeń, sięgam krain między układami słonecznymi, my – drobinki, my, jadę pociągiem, żeby cię zobaczyć, jest bardzo ciepło, czy ciągle muszę mówić o tym samym?, kim będę mógł być, jeśli zapomnę?, samochodem rozpruwamy ciemność, cisza na przednim siedzeniu, czy zabraliśmy kogoś w tę podróż?, wspominam twarze, które zapamiętałem, na które rzucałem szybkie spojrzenia, na ich podstawie tworzyłem potem historie, wkraczały w moje życie bez swojej wiedzy, wkraczały i znikały, zniknęły, zostawiam tyle za sobą, chodząc bez celu, szukam przeszłości, której nie znajduję, wiem, że już nie istnieje, zapisała się jedynie w mojej pamięci, przechowuję wiele rzeczy, z których nie będzie nigdy żadnego pożytku, ale przez to odczuwam z większą siłą swoje bycie w ogóle, myślę tak, kiedy wychylam się z okna, patrząc na rozgrzane dachy, ileż drzew jest w tym mieście, czy mógłbym dokładniej wyrazić wszystkie subtelności jednego wspomnienia?, nie potrafię zachować precyzji myśli, dźwigam za dużo historii, dlatego nie czuję teraz swojej dłoni, nie martw się, śpij spokojnie.


*



2011/03/02

zerodwa/równocześnie

Nie patrzysz na mnie, ale przeczuwasz każdy ruch mojego ciała. Przez to nie mogę zniknąć. Nie patrzę na ciebie, ale wiem, kiedy podniesiesz rękę do ust, chcąc zakryć twarz. Czuję napięcia twoich wahań i urywań w połowie. Odpowiadasz na każdą moją myśl, wiem wszystko to, czego nie mówisz. Wydaje mi się, że tak dobrze cię dostrzegam, potrafiąc oddzielić od wszystkiego, co już znam. Dlaczego z tak dużą łatwością stajesz się wszystkimi, których twarze przechowuję w pamięci? Rozpoznaję w tobie siebie. Wątpię w twoje rysy. Nie rozpoznaję cię. Jakie znaczenie ma dla ciebie obcość znanej twarzy? Nie możesz wiedzieć, nie wiesz tego, czego nie mówię. Zgadzasz się. Zniknęliśmy oboje.


*